Site icon Blog filozoficzny

O samotności filozofa

Standardowy model – wynikający z codziennej naoczności – zakłada, że poglądy które wyznajemy są wyłącznie przejawem naszego życia wewnętrznego; że sami jesteśmy ich źródłem. Innymi słowy wyznajemy takie poglądy jakie wyznajemy, ponieważ uznaliśmy je po namyśle za poprawne, za najlepsze z dostępnych.

Zupełnie nie zgadzam się z tym punktem widzenia, a moim ulubionym argumentem na poparcie tego jest istnienie religii. Czym są religie, jeżeli nie zrzeszeniami polegającymi na krańcowej zbieżności poglądów? Weźmy na przykład katolicyzm, który podobnie jak wszystkie inne religie wymaga od swoich wyznawców wiary w różne skrajnie wątpliwe twierdzenia np. że ponad dwa tysiące lat temu, żonata dziewica urodziła syna, który dokonał wielu cudów m.in. zamienił wodę w wino, rozmnożył chleb oraz chodził po wodzie a po śmierci zmartwychwstał i został wniebowzięty. Wystarczy wyobrazić sobie setki milionów ludzi na świecie, którzy uważają powyższe zdanie za prawdziwe, słowo w słowo, żeby poczuć jak wielka jest w człowieku tendencja do bezmyślnego przejmowania cudzych poglądów. Gdyby człowiek instynktownie myślał zupełnie niezależnie i miał skłonność do refleksji to na całym świecie znalazłaby się zaledwie grupka osób, które podpisałaby się pod powyższym zdaniem. I żeby chodziło jeszcze o sprawy niewielkiej wagi, ale niestety – bezrefleksyjnie przyjmuje się nawet poglądy na tak zasadnicze tematy jak pochodzenie Wszechświata, sens życia czy konsekwencje śmierci.

Religia jest jednak tylko jednym ze źródeł poglądów. Jeżeli przeanalizować poglądy przeciętnego człowieka to część z nich pochodzi z religii, część stanowi odzwierciedlenie społeczności w której żyje, część została mu wszczepiona poprzez wychowanie. Niewiele miejsca pozostaje na poglądy prawdziwie własne.

Na tak zarysowanym tle wyraźnie widoczna staje się sylwetka filozofa, to jest kogoś kto funkcjonuje w zupełnie inny sposób niż reszta społeczeństwa. Mianowicie zamiast przyjmować bezrefleksyjnie poglądy innych, filozof za pomocą dogłębnej i racjonalnej analizy kształtuje je sam. Jest to zatem osoba, która stawia suwerenność duchową na pierwszym miejscu, mimo, że jej kultywacja jest wysoce wymagająca i skazuje na samotność. W tym rozumieniu filozofia jest tradycją niezależnego i racjonalnego myślenia na najważniejsze, najbardziej ogólne zagadnienia.

To, że podejście takie jest wymagające jest oczywiste – dużo łatwiej jest kopiować cudze poglądy, niż dogłębnie je analizować. Dlaczego jednak takie podejście skazuje na samotność? Otóż mechanizm kopiowania poglądów jest dla człowieka tak naturalny, ponieważ pozwala mu się łatwiej dopasować do grupy. W grupie z kolei naszym dalekim przodkom – zresztą dynamika ta funkcjonuje do dziś – łatwiej było przetrwać i przekazać swoje geny. Selekcja naturalna sprzyja zatem instynktom stadnym. Filozof odrzucając poglądy dominujące w grupie, a co gorsza sprzeciwiając się im, w gruncie rzeczy stawia się poza grupą i to w dwojaki sposób. Po pierwsze grupa nigdy nie zaakceptuje go w takim stopniu jak prawowitych swoich członków, którzy zdecydowali się przyjąć jej poglądy a po drugie on sam czuł się będzie w grupie niekomfortowo. Widać to wyraźnie na wielu przykładach z samego filozoficznego panteonu. Heraklit żył poza społecznością, niejako na wygnaniu które sam wybrał; Demokryt przybierał maskę prześmiewcy we wszelkich kontaktach międzyludzkich; Diogenes wybrał życie na marginesie społeczeństwa; Sokratesa własna jego społeczność skazała na śmierć; Schopenhauer otwarcie pogardzał wszystkimi ludźmi z wyjątkiem tych, których uznawał za geniuszy; Nietzsche ostatnią dekadę swojego świadomego życia skazany był na prawie całkowitą samotność; Spinoza ekskomunikowany za swoje poglądy, spędzał życie samotnie na uboczu; Wittgenstein stale kontemplował samobójstwo. Prawie wszyscy ci filozofowie zmarli jako kawalerowie, bezdzietnie, a ich praca była ignorowana za życia i musiały minąć dekady, aby została ona należycie doceniona. W większości przypadków działo się to na długo po śmierci.

Jeszcze jedna myśl. Kiedy dorastałem nie byłem w stanie pojąć maksymy „sapere aude” tj. „odważ się być mądry”. Naiwnie postrzegałem wówczas mądrość jako cechę czysto pozytywną, powszechnie podziwianą i akceptowaną. Po co zatem odwaga? Zdanie to brzmiało dla mnie równie bezsensownie jak np. „odważ się być inteligentny” albo „odważ się być silny fizycznie”. Dzisiaj jednak rozumiem, że mądrość w tradycji filozoficznej nie oznacza głębokiego zrozumienia rzeczywistości – jako, że przecież wielcy filozofowie rzadko kiedy zgadzali się ze sobą – ale suwerenność duchową, odrzucanie bezrefleksyjnego kopiowania poglądów innych, na rzecz ich dogłębnej i racjonalnej analizy, co niechybnie wiedzie do niedopasowania do ludzi wokół oraz samotności. W tym świetle maksyma „sapere aude” nabiera głębokiego sensu.

Exit mobile version