Site icon Blog filozoficzny

O kampaniach wyborczych

Wczoraj odbyła się przedwyborcza debata telewizyjna, stanowiąca zwieńczenie kampanii wyborczych wszystkich startujących w wyborach do sejmu partii. Dla mnie przede wszystkim wydarzenie to ma znaczenie socjologiczne, ponieważ politycy na ogół wiedzą do kogo mówią i jak powinni mówić – wynika to z ich wieloletniego doświadczenia, ale też specjalistycznych analiz grup docelowych i ich oczekiwań. Obserwując polityków można zatem zrozumieć czego oczekują ludzie i co z nimi rezonuje.

Nie podpisuję się pod poglądem, że społeczeństwo jest dobre, rozumne i uczciwe, a politycy źli, niekompetentni i nieuczciwi, a pomiędzy nimi istnieje przepaść nie do zasypania. Politycy nie są obcymi zrzuconymi na spadochronach, którzy przypadkiem się tu znaleźli, ale ludźmi pochodzącymi z samego społeczeństwa, którzy latami pięli się po kolejnych szczeblach politycznej kariery – co wymaga poparcia społecznego na każdym szczeblu. W mojej ocenie politycy odzwierciedlają stan społeczeństwa i jego nastroje, a przede wszystkim ogólny poziom umysłowy.  

Patrząc na rzecz z zewnątrz, z oddali, powiedzmy z perspektywy przedstawiciela zaawansowanej cywilizacji pozaziemskiej, sposób w jaki funkcjonują kampanie wyborcze – zresztą nie tylko w Polsce, ale na całym świecie – budzić musi niedowierzanie. Oto polityka będąca w gruncie rzeczy kwestią pogodzenia rozbieżnych poglądów i interesów oraz rządzenia zgodnie z wypracowanym konsensusem, sprowadzona zostaje do sloganów, ataków personalnych, kłamstw i niedopowiedzeń, obietnic bez pokrycia, marketingu i reklamy – słowem wszystkiego tego, co z właściwie rozumianą polityką ma niewiele wspólnego. Kwestie zasadnicze – konkretne, wiarygodne plany długoterminowych reform; kompetentne propozycje rozwiązywania problemów społecznych i geopolitycznych; kompetencje, doświadczenie w efektywnym zarządzaniu i wiedza ekspercka – zepchnięte zostają gdzieś na drugi plan, a to przecież one jako jedyne mogą sprawić, że państwo będzie silne a społeczeństwo żyć będzie na wysokiej stopie – obietnice, uśmiechy, spoty wyborcze, ulotki i banery – nie mają na to żadnego wpływu.

Zatem jak kwestię tą osądziłby przedstawiciel pozaziemskiej, zaawansowanej cywilizacji? Uznałby, że ma do czynienia z cywilizacją, ale cywilizacją dopiero raczkującą, która ledwo co wyszła ze swojego najbardziej prymitywnego stadium. I czy patrząc na ten cały cyrk wyborczy – metafora może mało wyrafinowana, ale niestety precyzyjna – nie sposób przyznać mu racji?

Exit mobile version