Sean Carroll opisuje w swojej książce Coś głęboko ukrytego, jak badania związane z interpretacjami mechaniki kwantowej są postrzegane wśród fizyków i administracji uniwersyteckiej. Okazuje się, że nie jest to wysiłek, który jest doceniany czy nawet szanowany, a zdobycie na niego grantów naukowych nie jest łatwe.
Jest to oczywiście przejaw prymitywizmu i krótkowzroczności tego środowiska, które uważa, że sens ma tylko to, co można zmierzyć; co przynosi konkretne, namacalne efekty; co można wyrazić językiem matematyki. „Filozofia to dla marzycieli, którzy są zbyt leniwi, by nauczyć się matematyki i stosować ją w praktyce” – myśli wielu fizyków, gardząc filozofią.
Filozofia – rozumiana szeroko jako najbardziej ogólna refleksja nad rzeczywistością – jest jednak absolutnie niezbędna dla rozwoju fizyki. Uczy tego historia tej dziedziny, o czym sami fizycy zdają się zapominać. Najlepszym tego przykładem jest Albert Einstein, najpiękniejszy kwiat, jaki wydała fizyka. Większość jego największych osiągnięć nie wynikała z tego, że był geniuszem matematycznym, tytanem pracy czy wielkim erudytą. Jego siłą było to, że gotów był poważnie rozważać możliwości, które nikomu innemu nawet nie przyszły do głowy albo wydawały się zbyt absurdalne, by poświęcać im czas.
Dowodem na to jest fakt, że Einstein otrzymał Nagrodę Nobla dopiero w 1921 roku i to nie za swoje największe osiągnięcie – stworzenie teorii względności – lecz za odkrycie efektu fotoelektrycznego w 1905 roku. Minęło niemal dwadzieścia lat, a więc cała zmiana pokoleniowa, zanim główny nurt fizyki zaakceptował choćby część przełomów dokonanych przez Einsteina. Powodem nie był oczywiście brak zgodności z doświadczeniem, wewnętrzna niespójność czy brak elegancji jego teorii. Po prostu brakowało zgody co do filozoficznych konsekwencji jego teorii.
W przypadku efektu fotoelektrycznego konieczne było poważne potraktowanie idei, że światło jest skwantowane, choć przez bardzo długi czas przyjmowano, że światło jest falą. Szczególna teoria względności wymagała podważenia absolutnego statusu czasu i przestrzeni. Ogólna teoria względności wymagała odrzucenia pustej, pasywnej i statycznej przestrzeni, która służyła jedynie jako tło dla spektaklu odgrywanego przez układy fizyczne, i przyjęcia poglądu, że przestrzeń ma wewnętrzną, dynamiczną strukturę i uczestniczy w tym spektaklu. We wszystkich tych przypadkach nie jesteśmy w stanie zobaczyć tych efektów bezpośrednio, ale musimy je zaakceptować, ponieważ wynika to z zgodności modelu fizycznego z rzeczywistością fizyczną oraz wewnętrznej spójności i elegancji modelu. Nie jest łatwo zaakceptować coś, czego nie można bezpośrednio dostrzec, co jest całkowicie nieintuicyjne i dziwaczne, nawet jeśli wszystkie dane na to wskazują.
Einstein potrafił rozwiązać tak wiele zagadek fizycznych, ponieważ miał (oprócz nonkonformizmu i wielkiej inteligencji) świeżą, unikalną perspektywę na rzeczywistość fizyczną, odmienną od powszechnej. Pozwalała mu ona akceptować to, co dla innych było nieakceptowalne. Perspektywa ta była z kolei w dużej mierze wynikiem jego filozoficznych fascynacji, głównie w postaci panteizmu i monizmu substancjalnego Barucha Spinozy, do których otwarcie się przyznawał.
Odrzucenie filozofii – czyli najbardziej ogólnej refleksji nad światem – jest błędne właśnie dlatego, że tylko ona pozwala spojrzeć na rzeczywistość fizyczną z zupełnie nowej, świeżej perspektywy, która najprawdopodobniej jest konieczna do rozwiązania aktualnych problemów fizyki. Kto wie, być może wszystkie elementy są już dziś na miejscu dla takiego przełomu; czekamy jedynie na pojawienie się młodego fizyka na miarę Einsteina, który potraktuje śmiertelnie poważnie możliwość, która obecnie wydaje się kompletnym absurdem albo czymś nie do pomyślenia.
Tekst w języku angielskim: Physics and philosophy